poniedziałek, 12 września 2011

Kraina, w której gąbki rosną na drzewach

Jak wyżej:)
Idę sobie z Silvią i sąsiadką zobaczyć coś tam i nagle widzę takie fajne drzewo z takimi fajnymi owocami ( a raczej nasionami?). No nic idę dalej, podziwiam rzeczkę, jakieś dzikie bananowce z malutkimi zielonymi bananami, patrzę a Silvia stoi i obdziera ten dziwaczny 'owoc' ze skórki, a w środku jest takie coś jak gąbka! Po czym ona stwierdza, że używają tego do mycia. Fajne :D
A myślałam, że naturalne gąbki to pozyskuję się tylko z tych morskich zwierzątek a tu proszę:)

Odwiedziłam Argentynę!
A właściwie sklep wolnocłowy utworzony na pasie ziemi niczyjej pomiędzy Brazylią a Argentyną.Ale pieczątkę mam wbitą do paszportu, także jakby nie było za granicą byłam. Dobra jestem, w jeden miesiąc trzy kraje Ameryki Południowej:)

W niedzielę poza urodzinami mojego host ojca, które obchodziliśmy w brazylijskim stylu przygotowują churrasco, byłam na innym churasco zorganizowanym przez Interact. Także w życiu się tyle nie nagrilowałam co w tą niedzielę:) Wspominałam już, że dobre tu mają ciasta? Bo oczywiście urodziny bez tortu to jak...no nie wiem, brak porównań a tym momencie:) I poznałam dziewczynę z Niemiec z Hamburga. Dziwne jest to, że ona jest tu też już miesiąc, a my nie wiedziałyśmy o jej istnieniu. Czy to zdanie jest poprawne gramatycznie? Aaa my czyli ja i Anna:)

W ogóle przeprowadziłam najdłuższą moją rozmowę po angielsku ( taką, w której to ja mówiłam więcej niż strona przeciwna) z dziewczyną, która mieszka w Foz, pochodzi z Paragwaju i w lutym wyjeżdża na wymianę do Niemiec. Normalnie jestem z siebie dumna;) W każdym razie mówiła, że boi się, że się będzie tam strasznie w oczy rzucać, bo ma ciemne włosy i dość ciemną karnację ( taką typowo latynoską), to ją wyprowadziłam z błędu, że Niemcy wcale nie są wszyscy blondynami. Zresztą ja jako Polka też powinnam być wysoką blondynką z niebieskimi oczami, nie? A nie jestem xD

Nie wiem czemu wszyscy rzucili się nagle na moje przypinki. Więc zamiast wymieniać się z wymieńcami jak to powinnam robić, rozdaję je Brazylijczykom. I są tacy przeszczęśliwi, że w sumie warto:) No i w związku z tymi pinami,które stworzone są z kapsli po piwie, uczyłam dzisiaj ludzi w klasie wymawiać moje nazwisko i nazwę miasta, z którego pochodzę. Dawno się tak nie uśmiałam:P I dalej nie wiem co jest trudnego w wypowiedzeniu tych dwóch nazw, naprawdę. Na końcu wszyscy stwierdzili, że chrząszcz można prościej wypowiedzieć. I nauczyłam Leticię mówić cytryna:)

Poza tym szykuje się koncert Guns n' Roses, haha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz