poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Grad!
Grad w Brazylii!!!
I mój host ojciec właśnie przybiegł i chciał, żebym poszła zobaczyć, tu cytat: ice rock^^ Uwielbiam go!:)

♥ Cataratas do Iguaçu ♥

Dzisiaj mija dokładnie rok od momentu, gdy pierwszy raz przekroczyłam próg Radosnej. Ta takie...no nie wiem jakie.
Się mi zebrało na wspomnienia:)


Byłam wczoraj na wodospadach!!! Na prawdę warto tu było przyjechać choćby po to, żeby je zobaczyć na żywo.




Widok zapierający dech w piersi. Liczę na to, że odwiedzę je jeszcze parę razy. Pewnie jak będziemy mieć orientation camp z innym wymieńcami.


Dzisiaj doszłam do wniosku, że najbardziej denerwującą rzeczą w Brazylii są spóźniający ludzie. Spotkanie miało się zacząć o 17.30, więc koło 17.45 wyszłyśmy  z domu, na miejscu byłyśmy pięć minut później i co? I tak nie było wszystkich ludzi... Poza tym progi zwalniające. Ja się cieszę, że drogi nie są dziurawe, ale mogło by się obyć  bez nich przed KAŻDYM skrzyżowaniem...

I klimatyzacja...Ogrzewania nie mają, ale klimatyzacja jest wszędzie. I nie wiadomo jak się ubrać, bo wychodzisz z domu i jest 30 stopni, a w szkole 20 i można zamarznąć...
Ale podoba mi się to, że jak rano wstaję to pierwszy raz od niepamiętnych czasów jest mi ciepło i nie trzęsę się z zimna:)

piątek, 26 sierpnia 2011

Nie wiem w jakim celu, ale dzisiaj zostałam przedstawiona całej obsłudze sklepu, w którym pracuje moja host mama. I zaszpanowałam swoim portugalskim mówiąc ile mam lat:) Nawet znalazł się jeden chłopak, który coś tam mówił po angielsku, Zapytał się mnie, czy mi się podoba w Brazylii, po czym stwierdził, że mój angielski jest bardzo dobry i sobie poszedł:) No cóż, z tym angielskim to było so cute jak to tutaj wszyscy mówią. Nie ogarniam tylko jednego: dlaczego wszyscy pytają się mnie, czy poznałam tutaj jakiś miłych, fajnych, ładnych etc chłopców? o.O Chyba bardziej powinno ich interesować jaka pogoda jest w Polsce i czy faktycznie mamy śnieg, a nie.

W szkole nic ciekawego. Udaję, że rozumiem co nauczyciele mówią. Ale nie jest źle, bo książkę czytam tylko na hiszpańskim, portugalskim( ale tylko na gramatyce i literaturze, na tworzeniu własnych tekstów już słucham:)) psychologii/socjologii, biologii i sztuce( ale tę mamy tylko raz w tygodniu) także nie jest źle i z tego wynika, że nauczyciele prowadzą lekcje dość ciekawie.

Dzisiaj miejsce miała fajna scenka. Idę z Bruną zanieść jakieś papiery do dyrektorki. Wchodzimy do gabinetu. Cześć, cześć, co słychać, całus w policzek itd. Już widzę, jak na powitanie ktoś całuje moją polską dyrektorkę. To by było komiczne, albo tragiczne, zależy jak spojrzeć na konsekwencje:) Dlatego właśnie ich lubię, z szacunkiem, ale bardziej na luzie. To nie głupie rozwiąznia.

Bruna ma dzisiaj jakąś imprezę ze szkoły w klubie, w związku z czym wybieram się tam z nią. Wieczorkiem, albo nocą jak kto woli. Pozwolono mi nawet zaprosić Annę z Danii, co jest dobrym rozwiązaniem, bo ona NA PEWNO mówi po angielsku.

W ogóle przyjechała Silvia, moja druga host siostra. W związku z czym liczę, że w końcu pójdziemy na wodospady, bo pogoda zrobiła się normalna (25-28 stopni). Albo gdzieś:)

Właśnie zajadam sobie takie dobre, ciepłe bułeczki z serem żółtym w środku. Ponoć to ma jakąś nazwę, ale nie pamiętam jaką.Trzeba przyznać jedzenie tu mają dobre, nie to co u nas na stołówce^^ Zresztą tu obiadów w szkole nie jadają, bo kończy się ona o 12-13.

W ogóle to tutaj na nowo polubiłam fizykę. Proponuję tego nauczyciela przenieś do nas i wtedy nikt nie miałby z niczym problemów, a ja byłabym zadowolona z wychowawstwa. Swoją drogą ciekawe, czy oni tu mają jakiegoś wychowawcę. Albo jak im w ogóle obecność sprawdzają, czy coś. Bo jakoś dzienników to tu nie widziałam. I nie, nie mają librusa xD
Haha, apropo pan od biologii zapomniał dzisiaj hasła do laptopa, co też było ciekawe.

Odnoszę wrażenie jakbym wcale nigdzie nie wyjechała, tylko ktoś wziął mnie i przeniósł do innego kraju, ale życie toczy się tak samo. Szkoła, jeść, spać, książki i tak w kółko. No tylko nikt tu po polsku nie mówi i w szkole się obijam, a poza tym wszystko tak samo. Ludzie tacy sami, klasa podzielona na grupy.

O właśnie to jest ciekawe, wyróżniłam kilka grup:
  • indywidualność spod okna. Siedzą sami, niby się z wszystkimi kolegują. Jeden ładnie maluję, na prawdę ładnie, muszę go poprosić, żeby mi kiedyś coś namalował. Póki co ze sobą nie rozmawiamy, bo powiedział, że się mam uczyć portugalskiego,a nie gadać po angielsku, więc milczymy:) Chłopak, który był 3 w kraju w olimpiadzie fizycznej o.O tak, tak to jest dopiero coś. Chłopak, który wydaje mi się jest trochę kujonem. Kolejny, który w ogóle żyje w jakimś innym świecie. Sami chłopcy, nie zwróciłam na to wcześniej uwagi:)
  • Rząd środkowy, podwójne ławki. Ja z Leticią:) Na prawdę świetna i bardzo miłą dziewczyna. Para w postaci dziewczyny z Japonii i chłopaka też trochę outsidera. I pierwsza ławka dwóch kolegów odnoszę wrażenie, że są przyjaciółmi od urodzenia. Dziewczyna z Chin, jak zobaczyłam, że czyta książkę po chińsku to się przestraszyłam:) Bardzo miła, ale raczej trzyma się sama.
  • Rząd pod ścianą. Pierwsza ławka dwie przyjaciółki. Te w sumie trzymają się ze wszystkimi. Potem mamy trzy dziewczyny, które jako jedyne prawie w ogóle nie utrzymują kontaktów z innymi z klasy. Poza pożycz mi ołówek. Dwie przyjaciółki. Dziewczyna, która tworzy arcydzieła na ławce:) często siedzi z takim chłopakiem, który wyraźnie miejsca nigdzie nie zagrzał, ale pasuje mi do tych spod okna, po też raczej z nikim się nie trzyma.
Trzeba dodać, że oni tak czy inaczej zmieniają miejsca cały czas i czasem trudno się połapać. Ja spędzam czas z Leticią i dziewczynami z rzędu spod ściany. Chociaż ja tam raczej jestem wspólną własnością klasy, także nie biorę udziału w podziałach:)

Ludzie nie chcą uwierzyć mi, że mam 17 lat. Dają mi max. 15:) A ja nie narzekam:) No fakt  tutaj ludzie 17-letni wyglądają na 20, a ja długo myślałam, ze prezydent Interactu Alana jest starsza ode mnie o rok, ostatecznie  okazało się,  że jest młodsza o dwa lata...


poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Uwielbiam ich!
Okazało się, że ludzie mają TAKIE SAME problemy.
Wszędzie!
Na całym świecie,
IDENTYCZNE jak ja.

Tylko, że oni ze sobą rozmawiają,
ale to nie ważne.


" so cute and so handsome"
haha, nie mogę opanować napadu śmiechu.

Młodzi ludzi są WSZĘDZIE tacy sami.





A tu ciągle pada*
 i jest niemożliwie zimno.

Mam propozycję dla polskich szkół: zlikwidujmy szatnie!
I niech każdy nauczyciel maże po sobie tablicę,o!
Da się? Jak widać w Brazylii się da!

:D




*
Ciągle pada! Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby,
Mokre niebo się opuszcza coraz niżej,
żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie. A ja?
A ja chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę,
Patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople,
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie, to nic.

Ciągle pada! Ludzie biegną, bo się bardzo boją deszczu,
Stoją w bramie, ledwie się w tej bramie mieszcząc,
ludzie skaczą przez kałuże na swej drodze. A ja?
A ja chodzę, nie przejmując się ulewą ani spiesząc,
Czując jak mi krople deszczu usta pieszczą,
ze złożonym parasolem idę pieszo, o tak!

Ciągle pada, alejkami już strumienie wody płyną,
Jakaś para się okryła peleryną,
przyglądając się jak mokną bzy w ogrodzie. A ja?
A ja chodzę w strugach wody, ale z czołem podniesionym,
Żadna siła mnie nie zmusza i nie goni,
idę niby zwiastun burzy z kwiatkiem w dłoni, o tak.

Ciągle pada, nagle ogniem otworzyły się niebiosa,
Potem zaczął deszcz ulewny siec z ukosa,
liście klonu się zatrzęsły w wielkiej trwodze. A ja?
A ja chodzę i niestraszna mi wichura ni ulewa,
Ani piorun, który trafił obok drzewa,
słucham wiatru, który wciąż inaczej śpiewa.

:):):)
Tchau!


niedziela, 21 sierpnia 2011

Interact

Zimy niestety ciąg dalszy. Nie żebym miała coś przeciwko temu, ale tu jest 10 stopni na zewnątrz, co po krótkiej kalkulacji daje nam 10 stopni w mieszkaniu....Czyli można zamarznąć... Nawet w Polsce nie spałam pod dwoma kołdrami, narzutą i dwoma kocami:)

Miałam dzisiaj iść na wodospady, ale ze względu na pogodę to wątpię, czy gdzieś wyjdziemy.

Wczoraj byłam na spotkaniu Interactu. Podoba mi się to, tylko czekam na magiczny moment, kiedy w końcu zrozumiem cokolwiek. Chociaż jakoś się ostatnio dogadałam z dziewczyną, która nie mówi po angielsku, więc nie jest tak źle. Poznałam kilka osób z Niemiec, nie do końca zrozumiałam, co oni tu robią, ale jedna dziewczyna też jest chyba na wymianie, tylko w mieście obok. Na koniec jakaś dziewczyna miała  urodziny to złożyliśmy jej życzenia i zaśpiewaliśmy sto lat, wszyscy klaskali podczas śpiewania, jakaś tutejsza tradycja:)

W piątek miałam iść z dziewczynami z klasy do kina na Harrego Pottera, ale ostatecznie wylądowałyśmy na kręglach. Muszę się pochwalić, że mimo mojego debiutu w tym sporcie już za pierwszym razem udało mi się zbić 7 kręgli;) Poza tym jestem zafascynowana ich sokami. Jeśli w restauracji zamówisz jakiś sok to jest on wyciskany ze świeżych owoców. A i pizza jaką nam zaserwowali była podzielona na wiele małych kawałeczków, co likwidowało odwieczny problem: kto zje ostatni kawałek:)

Po pierwszym  tygodniu szkoły stwierdzam, że mam bardzo miłą klasę i szkoda tylko, że na przeszkodzie stoi mój ograniczony angielski, ale liczę na to, że szybko nauczę się portugalskiego. Hehe, a ostatnio odbyłam swoją pierwszą rozmowę w obcym języku to był dopiero wyczyn, ale ostatecznie się dogadałyśmy. Opanowałam nawet wysyłanie SMSów po angielsku, także nie jest źle. Jutro wyruszam do szkoły i zastanawiam się, czy każą mi pisać testy na poszczególnych przedmiotach. Liczę na to,że nie, bo jedyną odpowiedzią jaką udzielę prawidłowo będzie zapewne moje imię i nazwisko.

Apropo nazwiska, nie podejrzewałam Brazylijczyków o to, że będą mieć taką trudność z wypowiedzeniem go:)



piątek, 19 sierpnia 2011

Zima (?)

Chyba w końcu dopadła mnie Brazylijska zima, bo od wczoraj pada cały czas i grzmi gdzieniegdzie. Jeśli chodzi o temperaturę to poniżej 20. Czyli czuję się jak w trakcie tegorocznego lata w Polsce:)
W ogóle dzisiaj zakończył się mój pierwszy tydzień w szkole. Podsumowując: nie rozumiem za bardzo nic, pomijając moment, w którym nauczyciele się przedstawiają. Lekcje spędzam myśląc o niebieskich migdałach, ewentualnie spoglądając za okno lub oglądając jakieś dzieła tutejszych uczniów, którzy tworzą na swych ławkach, bądź ci bardziej ambitni, w zeszytach; ostatecznie uczę się portugalskich słówek.
Wczoraj spędziłam miłe popołudnie z Anną z Dani, to była dopiero próba mojego angielskiego, ale chyba nie wyszło najgorzej, bo gadałyśmy przez 4 godziny. Doszyłyśmy do wniosku, że nasze kluby Rotary są nie zorganizowane, a szkoły strasznie różnią się od tych w naszych krajach. Po za tym Dania ma bardzo skomplikowany system oceniania. Nie mówiąc o tym, że w Brazylii mają oceny od 1 do 10:)
W weekend czekają mnie Cataracas do Iguacu, jeśli pogoda dopisze.
Tymczasem idę do kina z koleżankami z klasy, na Harrego Pottera, mam tylko nadzieję na wersję angielską:P


poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Szkoła

Zwlekłam się z łóżka o 6.30, co było baardzo skomplikowaną czynnością. Słyszałam tylko jak Bruna wyłącza budzik mrucząc coś pod nosem. Zresztą ma ten sam wkurzający dzwonek co ja, ach niech żyją samsungi!
Śniadanie w postaci kawałka ciasta, które wczoraj upiekła Silvia, coś ala nasza babka piaskowa.  I czas do szkoły! Niestety ja i Bruna chodzimy do różnych szkół, ale Bruna mnie tam zaprowadziła. Jakiś gościu, nie wiem do końca kim był, coś jak nasz portrier może. Zawołał jakiegoś chłopaka i kazał mu mnie wprowadzić do klasy. Biedny on musiał się później cały czas męczyć ze mną, moim angielskim i moją nikłą chęcią do rozmowy. Ogólnie dobrze, że wcześniej rozmawiałam z ludźmi. którzy byli w Brazylii, bo nie przeżyłam takiego szoku. Nauczyciel wchodzi, zero reakcji. Dwie godziny historii, nauczyciel chyba mówił ciekawie, bo większość go słuchała. Potem dwie godziny chemii, gdzie już totalnie nikt nie słuchał, ponoć było jakieś powtórzenie o hydrolizie soli, czy coś. I wszystkie zadania ona sama robiła na tablicy. A ludzie gadali, śmiali się i robili wszystko oprócz nauki. A już szczytem było jak w drugiej ławce siedziała jakaś parka i się całowała! Potem fizyka, nauczyciel był ojcem tego chłopaka, który ze mną siedział. Ale przynajmniej umiał mówić po angielsku, to się tam pytał czy Curie i Kopernik są też sławni w Polsce. I to była chyba jedyna lekcja, gdzie rozumiała dość dużo. Potem portugalski, z którego musiałam wyjść wcześniej, bo Bruna kończy lekcje o 12 a ja o 13 i potem nie miałby mnie kto odebrać. Ogólnie dzień w szkole udany było tam parę osób, które kojarzyłam z Interactu. Zobaczymy jak to jutro będzie.

Zapomniałam dodać, że ostatnio widziałam się z dziewczyną z Danii, która jest naprawdę miła i fajnie się nam rozmawiało. Poszłabym z nią gdzieś, ale na razie się nie orientuje, gdzie tu w ogóle można iść.

Oczywiście moje lekcje zaczynają się o 7.15, także już o 7.20 byłam w szkole, kolo 7.30 przyszedł nauczyciel:) Ach, ta Brazylia... W ogóle nie sprawdzają obecność i uczniowie sobie wychodzą kiedy chcą. Potem odkryłam, że po  prostu idą się wody napić do łazienki. Jest tylko jedna przerwa po 4 lekcjach, a tak to nauczyciele przychodzą do klas. Ale jaka oszczędność czasu! Już o 12 byłam pod koniec 6 lekcji. A podobało mi się też jak w czasie portugalskiego jeden chłopak podszedł do drugiego i zaczął mu fizykę tłumaczyć. I oczywiście nikt z tego problemów nie robił. Już widzę co by się w Polsce działo... Nie mam pojęcia jaki mamy plan lekcji,a i dziwne jest to, że niektórzy chodzą w mundurkach inni nie. A jak się zapytałam dlaczego to powiedzieli mi, że niektórym się nie chce rano szukać ubrania to przychodzą w mundurkach. Jakby u nas było takie coś to nikt by mundurka nie założył. I obowiązują długie spodnie, ponoć bo jedna dziewczyna miała krótką sukienkę. Te szkoły są bardzo małe, tylko 3 klasy i to jeszcze w dwóch budynkach. Ja jestem w 2. Wszyscy się mnie pytali, czy wybierałam sobie szkołę na co ja odpowiadałam, że nie. A oni,że to dobrze, bo ona jest najlepsza i trzeba się dużo uczyć, w związku z czym jest najgorsza. Niby narzekają, a przecież sami się tam pchali. Niestety jestem jedynym wymieńcem tam. W połowie lekcji przyszła dyrektorka i przedstawiła mnie klasie, po czym przeprosiła, że nie uczą w języku angielskim:) Ale całkiem miła, młoda kobieta i co najważniejsze mówi po angielsku, to wystarczy:)

niedziela, 14 sierpnia 2011

Oi!

Pierwszy brazylijski weekend mam już prawie za sobą. Wczoraj załapałam się na zebranie Interactu i chyba mimowolnie zostałam zgłoszona do udziału, ale nie narzekam, bo jest tam pełno młodych ludzi, którzy rozmawiają po angielsku! A jak ktoś mówi po angielsku to od razu ma +50 do naszej znajomości:)

I już nie wiem kto to mi powiedział, że Brazylijczycy nie mówią po angielsku. Co nie jest prawdą, bo wczoraj poznałam dużo młodych ludzi i 80% mówi dobrze w tym języku.

Załapałam się na imprezę nad basenem!!! To było całkiem pouczające wydarzenie, nie powiem:) W każdym razie koło 1 już wszyscy byli w stanie ze mną rozmawiać, nawet jeśli wcześniej deklarowali: " I don't speak English". Hehe i tak nic nie przebije tego jak siedzialam na poczatku i sie nie odzywałam, bo nie dość , że nic nie rozumiem to potrafię przeprowadzić tylko jeden dialog: Oi, tudo bem? - Ola, tudo bem, e vose?,na szczęscie na początek chyba wystarczyło, bo w pewnym momencie dwóch chłopaków zaczyna się śmiać, ja tylko zrozumiałam Polonesa, a potem nagle zaczynają nawijać do mnie po angielsku, że myśleli, że się nie odzywam, bo jestem nieśmiała. A teraz odkryli, że po prostu nic nie rozumiem:) No i potem już zdecydowanie miałam z kim rozmawiać, bo się dwóch takich znalazło co jakiś kurs angielkiego skończyli i  teraz chcą Practise their English, nie wiem tylko, czemu ze mną jak moje slownictwo jest bardzo ubogie...
W ogóle poznałam muzułmanina, który zaraz na wstępie powiedział, że nie jest terrorystą:) Wtedy też mi się śmiać chciało.

Ale ogólnie tak czy inaczej wszyscy są bardzo mili. A już najbardziej spodobało mi się jak powiedzieli, że Brazylia to najlepszy wybór jakiego mogłam dokonać:)  Kolega jednego z nich wyjechał do Kielc na wymianę. Ogólnie wszyscy wiedzą, gdzie leży Polska i tylko jedna osoba się pytała, czy była w Związku Radzieckim.

Dzisiaj w Brazylii obchodzą Dzień Ojca, więc był grill. Grill, jak grill, ale potem sąsiadka przyniosła mus z marakui!!! Chyba najsmaczniejsza rzecz jaką tu jadłam, tylko bardzo słodka. A i piłam Guaranę, takie coś gazowanego, spotykanego tylko w Brazylii( bo ten owoc rośnie tylko w Amazonii), ale naprawdę pyszne!

A i byłam dziś w Paragwaju!!! Totalnie różny od Brazylii. Przekraczasz granice i od razu robi się brudno i wszędzie walają się śmieci. Ludzi chodzą środkiem drogi i próbują ci wcisnąć dosłownie wszystko. I nauczyłam się jednego: nigdy nie patrz takiemu sprzedawcy w oczy, bo inaczej się od niego nie odpędzisz:)
Ogólnie język inny, ale rozumieją portugalski i dużo taniej niż w Brazylii.

Jutro idę do szkoły! I nie mogę przeżyć tylko jednego, czemu lekce zaczynają się o 7.15?! Wiem, że potem tu jest  ciepło, ale bez przesady. Kończyć będę o 13. Ciekawe było jak na spotkaniu Interactu padła nazwa mojej szkoły i wszyscy od razu zrobili wielkie oczy i stwierdzili, że będzie ciężko. Wolę nie wiedzieć o co im chodziło:)

Zastanawiam się też gdzie jest mój Klub Rotary? Chyba powinni dać znak, że żyją i że się cieszą,  że szczęśliwie tu dotarłam. Chyba, że się nie cieszą, to inna sprawa:) ale mundurek powinni mi mimo wszystko jakoś dostarczyć, bo jak pójdę bez to od razu będę się w oczy rzucać. A jeszcze tego brakowało, wystarczy, że mój portugalski nie istnieje:)

piątek, 12 sierpnia 2011

Początek

Ekchm... Pod namową kilku osób zdecydowałam się w końcu na prowadzenie bloga. A może to z nudów? Tak, tak wiem, że na wymianie nie da się nudzić, ale jak się jest tu dopiero drugi dzień, a jedyna osoba w twoim otoczeniu mówiąca po angielsku chodzi dwa razy dziennie do szkoły, to widocznie można:)

Ale zacznijmy może od początku:) Pewnego dnia dostałam się do pewnego liceum. Zainteresowana weszłam sobie na stronę internetową tegoż liceum i znalazłam wzmiankę o wymianach międzynarodowych, Jakiś chłopak dość ciekawie opisywał swoją roczną przygodę we Włoszech. Zaczęłam więc zgłębiać temat. I odkryłam, że co roku kilkoro uczniów z tej szkoły wyjeżdża na rok za granicę. Gdzie? Do Niemiec, Włoch, Francji i... USA, Meksyku , Brazylii:)
Jako, ze miewam dziwne pomysły odrzuciła, trzy pierwsze pozycje bo w sumie do Europy zawsze można pojechać. No dobra w sumie zastanawiałam się trochę nad Francją, ale szybko mi przeszło:) Więc tak Stany... Ale jako, że zawsze lubiłam być oryginalna stwierdziłam, że w USA właściwie interesuje mnie tylko język i Nowy Jork może, a do Nowego Jorku to raczej nie trafię, zresztą wszyscy chcieli jechać do Stanów więc w końcu z nich zrezygnowałam. Meksyk? Tak!!! Ale oczywiście nie, w tym roku z krakowskiego Klubu do Meksyku nie wysyłają... No i w ten oto sposób została Brazylia:). A był jeszcze Tajwan, ale do Chinczyków nigdy mnie jakoś specjalnie nie ciągło:)
Ok, wspomniała coś o Klubie. Otóż moja wymiana odbywa się za pośrednictwem Rotary International. Moim sponsorującym klubem jest krakowski Klub Rotary a goszczącym RC Foz do Iguacu Tres Frontaries.

Pominę załatwianie wizy, bo to nudne, chociaż konsul był bardzo miły, szczególnie gdy kaleczył polski:)

Ok, więc dnia 9 sierpnia 2011 roku o godzinie 17.00 wsiadłam wraz z towarzyszką mojej podróży o takim samym wdzięcznym imieniu jak moje, Martą do samolotu lecącego w stronę do Monachium . Po jakże długiej podróży trwającej godzinę:P byłyśmy w Niemczech w 20 minut przeszłyśmy kontrolę i znalazłyśmy gate. Więc trzy godziny czekania.....
I w końcu najdłuższy lot trwający coś koło 12 godzin do Sao Paulo. W nocy. Więc chciałyśmy spać. Ale nie bo o 12 zaserwowano nam kolację:
Pasta or turkey?
Pasta or...?
eee....chicken?
Bardzo inteligentna rozmowa ze stewardesą, która chyba myślała, ze nie zrozumiałyśmy,a my po prostu nie dosłyszałyśmy:D
Załóżmy, że jestem już w Sao Paulo, bo sam lot był przyjemny, w miarę. I ładne widoczki:) Tam dwie godziny czasu na przesiadkę do Foz do Iguacu, które spędziłam stojąc w kolejce do odprawy, odbierając bagaże i idąc z nimi do drugiego terminalu, pierwszego w sensie^^ I znowu check-in. W każdym razie zdążyłam i po krótkiej podróży wylądowałam w miejscu docelowym:) Na lotnisku odnalazłam swoje bagaże (hurra!) . I wpadłam w objęcia Bruny i jej rodziców, z którymi spędzę kolejne 3, 4 (?) miesiące:)
Przetransporotowali mnie do domu, Bruna wskazała pokój i rodzice zniknęli w pracy:) Reasumując i tak tylko Bruna mówi po angielsku z rodzicami rozmawiam na migi plus tata zna trochę angielski, myślę, że tak jak ja niemiecki, czyli bardzo trochę:)
Ale jest fajnie, właśnie kończy się zima a tu już 30 stopni^^  Byłam wczoraj w szkole, Coelgio Bertoni, ponoć najlepsza w mieście, od poniedziałku zaczynam naukę od 7.15( oszaleli chyba to środek nocy) do 13.


Cóż za powitanie z siostrą Bruny:) Ale hurra ona też mówi po angielsku:) Jestem bardziej opalona niż oni,a to jest dziwne bo ja jestem blada. Jeszcze rozumiem Brunę, która spędziła rok na Syberii( też sobie miejsce na wyminę wybrała) ale Silvia? Może oni tak mają:)
A dzisiaj jakiś wujek powiedział mi, że wyglądam jak Europejka. Teraz zastanawiam się czy to dobrze, czy nie:)
W sumie myślałam, że będę mieć większy problem z angieskim a tu tylko portugalski jest przeszkodą do niepokonania.
Chociaż,
Oi! Me chamo Marta. Eu sou da Polonia.
Haha i tyle umiem powiedzieć po portugalsku^^
A wczoraj odkryłam,że Brazylijczycy lubią polskie ptasie mleczko:)
A i w weekend mamy jechać nad wodospady! Hurra!!!
Ale się rozpisałam...To chyba najdłuższy post w moim życiu.

Ps. Tu też mają wróbelki!!! I ciekawe czemu wszyscy ciągle mówią do mnie po portugalsku jakbym ich rozumiała i jeszcze odpowiedzi oczekują:D Uwielbiam ich!!!
A i Foz jest w Paranie przy granicy z Paragwajem, dzieli ich most:) I gdzieś niedaleko jest też Argentyna, ponoć. Może mnie kiedyś tam zabiorą:)