piątek, 12 sierpnia 2011

Początek

Ekchm... Pod namową kilku osób zdecydowałam się w końcu na prowadzenie bloga. A może to z nudów? Tak, tak wiem, że na wymianie nie da się nudzić, ale jak się jest tu dopiero drugi dzień, a jedyna osoba w twoim otoczeniu mówiąca po angielsku chodzi dwa razy dziennie do szkoły, to widocznie można:)

Ale zacznijmy może od początku:) Pewnego dnia dostałam się do pewnego liceum. Zainteresowana weszłam sobie na stronę internetową tegoż liceum i znalazłam wzmiankę o wymianach międzynarodowych, Jakiś chłopak dość ciekawie opisywał swoją roczną przygodę we Włoszech. Zaczęłam więc zgłębiać temat. I odkryłam, że co roku kilkoro uczniów z tej szkoły wyjeżdża na rok za granicę. Gdzie? Do Niemiec, Włoch, Francji i... USA, Meksyku , Brazylii:)
Jako, ze miewam dziwne pomysły odrzuciła, trzy pierwsze pozycje bo w sumie do Europy zawsze można pojechać. No dobra w sumie zastanawiałam się trochę nad Francją, ale szybko mi przeszło:) Więc tak Stany... Ale jako, że zawsze lubiłam być oryginalna stwierdziłam, że w USA właściwie interesuje mnie tylko język i Nowy Jork może, a do Nowego Jorku to raczej nie trafię, zresztą wszyscy chcieli jechać do Stanów więc w końcu z nich zrezygnowałam. Meksyk? Tak!!! Ale oczywiście nie, w tym roku z krakowskiego Klubu do Meksyku nie wysyłają... No i w ten oto sposób została Brazylia:). A był jeszcze Tajwan, ale do Chinczyków nigdy mnie jakoś specjalnie nie ciągło:)
Ok, wspomniała coś o Klubie. Otóż moja wymiana odbywa się za pośrednictwem Rotary International. Moim sponsorującym klubem jest krakowski Klub Rotary a goszczącym RC Foz do Iguacu Tres Frontaries.

Pominę załatwianie wizy, bo to nudne, chociaż konsul był bardzo miły, szczególnie gdy kaleczył polski:)

Ok, więc dnia 9 sierpnia 2011 roku o godzinie 17.00 wsiadłam wraz z towarzyszką mojej podróży o takim samym wdzięcznym imieniu jak moje, Martą do samolotu lecącego w stronę do Monachium . Po jakże długiej podróży trwającej godzinę:P byłyśmy w Niemczech w 20 minut przeszłyśmy kontrolę i znalazłyśmy gate. Więc trzy godziny czekania.....
I w końcu najdłuższy lot trwający coś koło 12 godzin do Sao Paulo. W nocy. Więc chciałyśmy spać. Ale nie bo o 12 zaserwowano nam kolację:
Pasta or turkey?
Pasta or...?
eee....chicken?
Bardzo inteligentna rozmowa ze stewardesą, która chyba myślała, ze nie zrozumiałyśmy,a my po prostu nie dosłyszałyśmy:D
Załóżmy, że jestem już w Sao Paulo, bo sam lot był przyjemny, w miarę. I ładne widoczki:) Tam dwie godziny czasu na przesiadkę do Foz do Iguacu, które spędziłam stojąc w kolejce do odprawy, odbierając bagaże i idąc z nimi do drugiego terminalu, pierwszego w sensie^^ I znowu check-in. W każdym razie zdążyłam i po krótkiej podróży wylądowałam w miejscu docelowym:) Na lotnisku odnalazłam swoje bagaże (hurra!) . I wpadłam w objęcia Bruny i jej rodziców, z którymi spędzę kolejne 3, 4 (?) miesiące:)
Przetransporotowali mnie do domu, Bruna wskazała pokój i rodzice zniknęli w pracy:) Reasumując i tak tylko Bruna mówi po angielsku z rodzicami rozmawiam na migi plus tata zna trochę angielski, myślę, że tak jak ja niemiecki, czyli bardzo trochę:)
Ale jest fajnie, właśnie kończy się zima a tu już 30 stopni^^  Byłam wczoraj w szkole, Coelgio Bertoni, ponoć najlepsza w mieście, od poniedziałku zaczynam naukę od 7.15( oszaleli chyba to środek nocy) do 13.


Cóż za powitanie z siostrą Bruny:) Ale hurra ona też mówi po angielsku:) Jestem bardziej opalona niż oni,a to jest dziwne bo ja jestem blada. Jeszcze rozumiem Brunę, która spędziła rok na Syberii( też sobie miejsce na wyminę wybrała) ale Silvia? Może oni tak mają:)
A dzisiaj jakiś wujek powiedział mi, że wyglądam jak Europejka. Teraz zastanawiam się czy to dobrze, czy nie:)
W sumie myślałam, że będę mieć większy problem z angieskim a tu tylko portugalski jest przeszkodą do niepokonania.
Chociaż,
Oi! Me chamo Marta. Eu sou da Polonia.
Haha i tyle umiem powiedzieć po portugalsku^^
A wczoraj odkryłam,że Brazylijczycy lubią polskie ptasie mleczko:)
A i w weekend mamy jechać nad wodospady! Hurra!!!
Ale się rozpisałam...To chyba najdłuższy post w moim życiu.

Ps. Tu też mają wróbelki!!! I ciekawe czemu wszyscy ciągle mówią do mnie po portugalsku jakbym ich rozumiała i jeszcze odpowiedzi oczekują:D Uwielbiam ich!!!
A i Foz jest w Paranie przy granicy z Paragwajem, dzieli ich most:) I gdzieś niedaleko jest też Argentyna, ponoć. Może mnie kiedyś tam zabiorą:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz